Blog

Nie można ropoznać DOBRA, bez ropoznania ZŁA

PODSTÓŁ

 Publikacja: 12 października 2019 roku

 

Kiedy celem w życiu jest walka z niegodziwością, człowiek staje się żołnierzem - specjalistą od niegodziwości.


Wprowadzanie godziwości może trwać nawet całe życie, ale każdy dzień tak zagospodarowany jest zwycięstwem jego celu. 

 

Renata Kim /Dziennikarka, Newsweek nr 37/2019 – rozmowa z Leszkiem Balcerowiczem/: Widzę, że się pan trochę zdyszał, biegając ze mną.

Leszek Balcerowicz /dr hab. nauk ekonomicznych/: Gdzie? W życiu! Mogę zaraz przyspieszyć (śmiech).

Ewa Macioszczyk /DeNAdystka, obywatel projektu Człowiek DNA/: PODSTÓŁ nie ma problemu biegania. Tu mogę tylko błyskawicznie rosnąć i bezpiecznie dojrzewać zgodnie z własnym DNA.


RK: Pan już nie biega regularnie, prawda?

LB: Nie biegam, bo to jest nudne. Wolę chodzenie po schodach i jazdę na rowerze, to daje więcej urozmaicenia. Wyczynowo biegałem dla sukcesów. Zdobyłem mistrzostwo Polski juniorów w biegach przełajowych. Teraz wolę chodzić, a muszę pani powiedzieć, że chodzę bardzo szybko.

EM: PODSTÓŁ jak już wspomniałam nie pozwala biegać. Jeździć też nie. Nie ma tu też schodów do wchodzenia. Budowla ta jest więc mocno ograniczająca tych, którzy lubią się ścigać, biegać czy jeździć, po to, żeby się tym chwalić lub by urozmaicać sobie życie. Każdy, kto okrąża teren, który jest zagospodarowany przez ten neologizm, nie jest w stanie zrobić niczego szybciej niż ja. Ściganie jest więc tu pozbawione celu.

 

RK: Podobno często potrąca pan ludzi na korytarzach SGH.

LB: Bo chodzę szybciej niż ci leniwi studenci. Męczę się, chodząc powoli. Generalnie męczę się, jak muszę robić wolno to, co można zrobić szybciej.

EM: Swoje życie rozpoczęłam na pewnej uczelni. Miałam 3 dni, kiedy na korytarzu minęłam rozdeptanego ucznia. Zaczęłam więc naukę z szybkością ponaddźwiękową i chyba spłonęłam. Od tamtej pory męczę się, biegając. Lubię pracować powoli i dokładnie…

 

RK: A na rowerze pan się ściga czy tak raczej rekreacyjnie?

LB: Rekreacyjnie i użytkowo. Lubię mieć cel, jechać, żeby coś załatwić.

EM: Nigdy nie traktuję przemierzanej drogi rekreacyjnie czy użytkowo. Kiedy mam cel, lubię go trochę ponosić samodzielnie, wprowadzić do swojego życia, potem wyeksportować jego wartość, osiągnięcia do innych miejsc, zaproponować innym. Czasem z nim idę albo jadę, czasem z nim stoję w miejscu, albo tak jak teraz leżę. To zależy jaki cel trzymam w swoich rękach i co chcę z nim zrobić. Ponieważ biegacie i krążąc wokół mnie, chcecie coś załatwić, moim obecnym zadaniem jest ochrona tego celu przed jego potrąceniem lub rozdeptaniem.

 

RK: Kiedy ostatni raz pan usłyszał: „Balcerowicz musi odejść”?

LB: Od czasu do czasu to hasło wraca, głównie na Twitterze. Zawsze się znajdzie jakiś radykał, który zaimportuje z innych krajów pospolite wezwanie, że ktoś ma ustąpić, żeby lud był usatysfakcjonowany.

EM: Od pierwszego roku życia, kiedy nauczyciele w miejscu, w którym musiałam toczyć swoje życie, zaakceptowali moje ultimatum wyrażone całą sobą: „Zostaję pod jednym warunkiem. Albo będę prowadzona zgodnie z moją tożsamością, albo będę prowadzić się samodzielnie”, nie znalazł się ani jeden radykał- importer, który by wzywał mnie do ustąpienia, choć od tamtej pory moje życie układam wyłącznie w poprzek. To bardzo radykalne ultimatum, jednak jasno i jednoznacznie określiło podstawę pozostania i odejścia każdego, satysfakcjonowało wszystkich, a ponadto, zabezpieczało ten teren naturalnie, przed „znajdywaniem się” radykałów w ogóle. Radykałowie nie spadają z nieba. Radykał to rozdeptany uczeń na własnej uczelni przez własnych nauczycieli, szukający pomocy na innych uczelniach.

 

RK: Przejmuje się pan tymi wezwaniami?

LB: Człowiek, który jest mimozą albo megalomanem, nie powinien brać się do zadań, które będą oceniane przez opinię publiczną. Nie nadaje się. Ja na szczęście nie jestem ani mimozą, ani megalomanem. Tak się złożyło, że pociągają mnie trudne, ale też ważne zadania. Poza tym wiem, czego się podjąłem w 1989 roku. Bardzo pomogło mi to, że jeszcze przed transformacją studiowałem reformy w różnych krajach. Dzięki temu wiedziałem, że każdego, kto – słusznie czy niesłusznie – był kojarzony z reformami, zawsze atakowano. A ludzie, dla których miałem i mam szacunek, zwykle mnie nie atakowali.

EM: Nareszcie. Dobiegliśmy - ja doleżałam - do 1989. Nie jestem mimozą. Żaden człowiek nią nie jest. Mam jednak wrażliwość tej rośliny na najmniejszy dotyk propagandy. Zwijam się wówczas, kurczę i wiotczeję od podstawy. Nie nadaję się też do długich dystansów z nauczycielami. Są przeważnie megalomanami, którzy uważają, że mają prawo do oceny stosunku czy zachowania się innych wobec ich ponaddźwiękowo nabytej wiedzy, nigdy nie oceniają zachowań własnych ani swojego stosunku do uczniów i nie interesuje ich w ogóle czy ich nauka jest możliwa do skorzystania, do realnego wprowadzania w życie. Tak się złożyło, że mając 7 lat, wyjechałam po raz pierwszy na 4 tygodniowe stypendium do innej uczelni. Poznałam tam innych nauczycieli, innych uczni. Nie atakowali mnie, nie popychali, nie rozdeptywali. Moje ultimatum z macierzystej uczelni zmieniło się w propozycję wzajemnych relacji. Prowadziłam się samodzielnie i byłam prowadzona. Poznałam tam dwa systemy gospodarcze, nauczyłam się szacunku do siebie samej i uległam całkowitej transformacji pod wpływem nieznanej mi nauki, którą nazwałam WPROWADZALNOŚĆ. To stypendium w zasadzie zakończyło moją edukację w zakresie teoretycznym i praktycznym. Mówi pan, że wiedział, jakiego zadania się pan podjął w 1989 roku. Ja dowiedziałam się już w 1963, co może się stać z człowiekiem, z jego losem, życiem, rzeczywistością, kiedy takie zadanie stanie się wprowadzonym obowiązującym faktem dla wszystkich jego obywateli. Wie pan, co to jest wiedza. I choć lubi pan porównywać to nie zainteresował się pan porównaniem WIEDZA a WIEDZA WPROWADZALNA. A na takiej analizie porównawczej, w ciągu 4 tyg. nauki na obcej uczelni, uzyskałam pełną samodzielność praktyka.  To znamienne jest, że pomiędzy rozpoczęciem jako mój minister finansów podjęcia się zadania „przeprowadzenia transformacji Polski z gospodarki planowo socjalistycznej do społecznej gospodarki rynkowej” a jego zakończeniem i wprowadzeniem w życie, habilitował się na SGPiSie, przedstawiając rozprawę pt. „Systemy gospodarcze. Elementy analizy porównawczej”. Byłam wówczas matką dwuletniego dziecka, kiedy jako naukowiec, wykładowca /czyli teoretyk/ zatrudnił się pan na stanowisku mojego ministra finansów i zaczął grzebać przy fundamentach mojego domu. Gdybym 27 lat wcześniej nie przeprowadziła tej analizy różnicy między teorią a praktyką i przede wszystkim, gdybym nie znalazła realnego miejsca, na którym mogłabym realnie prowadzić życie zgodne ze swoją tożsamością, niewątpliwie nie przeżyłabym rzeczywistości stworzonej przez pana. 

Ze względu na szacunek do siebie i pana nasza dalsza "rozmowa" musi wyjść z PODSTOŁU. 

Copyright © 2018 Ewa Macioszczyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie Ambicode dla Ewa Macioszczyk.