Nie można ropoznać DOBRA, bez ropoznania ZŁA
Znaczenie treści tego neologizmu, od momentu uzyskania przeze mnie pierwszej pionowej postawy, stało się moją racją stanu. Kiedy wejście do świata było niemożliwe, a wyjście mogło skończyć się dla mnie tym samym co wejście – niegodziwością, WPROWADZALNOŚĆ stała się jedynym godziwym napędem moralnym, który mógł mnie zmobilizować do działania.
Renata Kim /Dziennikarka, Newsweek nr 37, rozmowa z Leszkiem Balcerowiczem/: Na przykład do kogo?
Leszek Balcerowicz /dr hab. Nauk ekonomicznych/: Do nikczemników. Czyli ludzi, którzy łamią standardy przyzwoitości. Tacy jak oni w przyzwoitych ludziach wzbudzają oburzenie. I teraz chodzi o to, żeby to oburzenie przekuwało się w obywatelskie działania, żeby było napędem moralnym. Kiedy mamy do czynienia z niegodziwością, trzeba z nią walczyć i ja to robię.
Ewa Macioszczyk /DeNAdystka, obywatel projektu Człowiek DNA/: Wykonuję pana zalecenia od zawsze. Byłam i jestem przyzwoitym człowiekiem, bo o to dbałam każdego dnia od pierwszego roku życia, a jednak w zorganizowanym przez pana świecie zachowuję się wciąż i wciąż nieprzyzwoicie, niegodziwie, nikczemnie i niemoralnie. Posiadam również doświadczenie w zakresie zachowań przyzwoitych, godziwych, nienikczemnych czy moralnych w czasie bycia obywatelem PRL-u. System demokratyczny jednak praktycznie na te ostatnio wymienione zachowania nie pozwala. Coś więc w tej pana nauce wyraźnie nie działa, bo choć każdego dnia przekuwam całą wiedzę w obywatelskie działania, to mimo dokonania wyboru zachowań, które pan akceptuje i ich reprezentowanie, od 30 lat przedzieram się przez tłumy walczących oburzonych w poszukiwaniu choćby jednego obywatela, który by zechciał wprowadzić w życie coś/cokolwiek co nie oburzałoby nikogo. Pewnie przekuwając wiedzę, a nie oburzenie w działania, robię jakiś nieatrakcyjny dla demokracji błąd. Wrócę do kontekstu pytania, by ostatecznie ustalić, na czym on polega. Powiedział pan wcześniej: „A ludzie, dla których miałem i mam szacunek, zwykle mnie nie atakowali”. I „Człowiek powinien się przejmować zdaniem ludzi, których szanuje za ich wiedzę i charakter. Ale na pewno nie może się przejmować osobami, do których wiedzy czy moralności nie ma przekonania”. Ciekawie pan myśli – życzeniowo i warunkowo. Dzieli pan świat na zdanie i ludzi, czyli antagonizuje produkt mózgu z człowiekiem w całości. Może byłoby to oburzające, gdyby nie było nieprzyzwoite. „Człowiek powinien się przejmować zdaniem ludzi, których szanuje...” Już pomijam brak informacji na temat, jakie to zdanie ma być powinnością charakteryzującą człowieka, rozumiem, że ci ludzie co go nie podejmują, nie zasługują na szacunek /pański szacunek/ i stąd pana wniosek, że są tylko jakimiś tam osobami, którymi w ogóle nie trzeba się przejmować. Wniosek z tego jest tylko jeden, że dzieci w pana świecie nie zasługują na szacunek, bo nie mają ani zdania /bo np. dopiero uczą się mówić/, ani wiedzy /bo ją
nabywają/, nie mają charakteru /bo się kształtuje/, ani moralności /bo uczą się, co nią jest/. Bardzo panu dziękuję za potwierdzenie mojego odczytu sytuacji, w jakiej znalazło się moje 2-letnie dziecko w 1989 roku. Jarosław Kaczyński wiedział, że siedzi z ludźmi, których uważał za nikczemników. Wiedział też, dlaczego zgodził się na zaproszenie do stołu zorganizowanego przez nich, jak i po co to zrobił. Nikczemnicy zaś mieli o sobie inne zdanie i oczywiście o tych, którzy uważali, że są przyzwoici, ale ich zdania na ich temat były nikczemne. Ponieważ nikczemnicy wzbudzają w przyzwoitych ludziach oburzenie, przekuli go w moralnie uzasadnione obywatelskie działanie i nikczemne zdanie o nich pozwalali formułować tylko w podziemiach domu, w którym zdanie przyzwoite miało prawo być chronione od nikczemników. Przyzwoite zdanie uważane za nikczemne mieszkając w lochach niewątpliwie zgniłyby w nich, gdyby nie ich przejmujący się nimi wyraziciele. Pozbawieni swojego przyzwoitego zdania, ale nie pozbawieni prawa do życia w domu wśród niegodziwców i ich zdania mogli uczyć się, pracować, awansować, a nawet odwiedzać inne domy. Jedni przyzwoici robili się nieprzyzwoitymi, inni budowali podwójne standardy przyzwoitości oficjalnej i tej nieoficjalnej, jeszcze inni przekopywali się do swojego zdania, tracąc życie. Byli wreszcie i tacy, którzy schodzili do podziemia, by wraz ze swoim zdaniem wzbudzającym oburzenie przekuwać go w obywatelskie działania. Przekuwając się przez sufit piwnicy, niszczyli fundamenty domu, co groziło zawaleniem całego domu, w których przyzwoite traktowane nikczemnie i nieprzyzwoite traktowane przyzwoicie zdania nie budowały żadnych standardów przez BŁĄD WPROWADZALNOŚCI. Pana plan był idealnym rozwiązaniem dla wszystkich zaproszonych do stołu. Mógł też przez jakiś czas podobać się wielu innym. Likwidował błąd dla niewielu i zmieniał standardy podziału…z poziomego na pionowy dla wszystkich.
Między PRAWDĄ…A…KŁAMSTWEM nie ma żadnej różnicy, pani Renato Kim i panie Leszku Balcerowiczu, jeżeli …A… nie należy do żadnego z tych zbiorów. Odkryłam tę literkę w 1957 roku i postanowiłam prowadzić ją do czasu kiedy nie wyprowadzę wszystkich literek alfabetu i nie zbuduję zdań w standardzie przyzwoitym i WPROWADZALNYM dla każdego.
Pana życie przelewa się jak piasek.
Moje życie przesypuje się jak woda.